Chciałabym podzielić się z Tobą moją historią, jeśli chcesz ją przeczytać – zapraszam,
To wszystko, co jest tutaj zawarte stanowi kawałek mojego życia, opowiadam o tym jak bulimia postanowiła się ze mną „zaprzyjaźnić”.
Dwa lata temu przyszedł dzień kiedy postanowiłam zrobić coś ze swoim wyglądem i postanowiłam przejść na dietę. Zdecydowałam się skorzystać z zaleceń dietetyka ponieważ sama niewiele wiedziałam na temat redukcji wagi, widziałam też efekty u innych osób, które korzystały z pomocy profesjonalisty.
Poszłam na pierwszą konsultację -mierzenie, ważenie, pytania na temat chorób, a także preferencji żywieniowych. Wyszłam z gabinetu z przekonaniem, że jestem w dobrych rękach i w końcu udałam się do osoby, która zna się na rzeczy, jest kompetentna, a dzięki jej wiedzy zacznę prowadzić zdrowy tryb życia. Nie mogłam doczekać się następnej wizyty, która miała odbyć się za miesiąc.
Rozpoczynając dietę czułam ekscytację, że w końcu uda mi się osiągnąć swój wymarzony cel (chciałam schudnąć 10 kg), poszłam na zakupy i kupiłam wszystkie potrzebne składniki na najbliższy tydzień i zaczęłam dietę.
Stosowałam się w 100% do zaleceń dietetyka, odważałam wszystko – przyprawy, warzywa. Momentami miałam chwile załamania, jednak, mimo spadków energii, ciągłego uczucia zmęczenia jak i głodu, nie poddawałam się.
Posłuchaj nagrania bohaterki tej historii… głos został komputerowo zmieniony.
Bulimia – historia prawdziwa słowami bohaterki.
Przyszedł dzień wizyty kontrolnej – straciłam 6 kg. Czułam się naprawdę dumna z siebie. Poinformowałam dietetyka o odczuwalnym spadku energii i innych dolegliwościach, dostałam jednak informację, że to normalne, jest to wynik „obcięcia” kalorii, szoku dla organizmu oraz efekt rezygnacji z cukrów prostych. Z dietetykiem spotkałam, się co dwa tygodnie.
Przez ten czas byłam skupiona na diecie, zapisałam się też na siłownię. Ograniczając wyjścia ze znajomymi i spotkania rodzinne ograniczałam ryzyko złamania zasad diety. Wychodziłam tylko na zakupy i treningi.
Trenując zauważyłam, że opadam z sił, jednak czułam się lepiej psychicznie. Wracałam z siłowni, jadłam posiłek i szłam spać, dzięki temu nie myślałam o jedzeniu.
Pewnego dnia będąc w sklepie zwróciłam uwagę na półkę ze słodyczami. Wyobrażałam sobie ich smak, pamiętam, że sięgnęłam po Snickersa, miałam ogromną ochotę na zjedzenie batonika. Poddałam się i kupiłam go, wróciłam do domu odpakowałam batonik z takim namaszczeniem, jakby miał się rozpaść w moich dłoniach. Ugryzłam pierwszy kęs, czułam tak wyraźnie jego smak, jakbym jadła najpyszniejszą rzecz na świecie. Kiedy skończyłam jeść, obiecałam sobie, że przez najbliższy miesiąc nie zjem nic spoza diety.
Na kolejnej wizycie miałam nadzieję, że dietetyk zwiększy liczbę kalorii, ponieważ ćwiczyłam od 3 do 4 raz w tygodniu. Ta wizyta przyniosła jednak rozczarowanie. Nie wiem, czy bardziej zabolało mnie to, że zawiodłam samą siebie, czy słowa dietetyka. Schudłam tylko 1,5 kg. Poinformowałam go, że trenuję, że zdarzyło się zjedzenie batona, że czuję się głodna. Usłyszałam, że to normalne i mam ograniczyć treningi, żebym nie odczuwała głodu.
Wróciłam do domu załamana, byłam zła na siebie, że dietetyk nie jest ze mnie zadowolony, że dałam plamę i zawiodłam. Poczułam niesamowity głód, pojechałam do sklepu i kupiłam ogrom jedzenia, około 5 tyś kcal. Zjadłam to wszystko na raz, jak jakieś zwierzę , nie czułam nawet smaku tego co jem, pochłonęłam wszystko w kilka minut. A gdy ten amok mnie opuścił, ogarnął mnie lęk, czułam jak cała puchnę, jak te wszystkie kilogramy wracają. Pobiegłam do toalety i sprowokowałam pierwszy raz wymioty. To był absurd ponieważ jako dziecko panicznie się tego bałam. A teraz sama to zrobiłam z premedytacją…
Kończąc „sesję” wytłumaczyłam sobie, ze to jednorazowy incydent, że nic takiego wielkiego się nie stało, a od jutra zacznę dietę od nowa.
W kolejnych dniach katowałam się treningami, jadłam ok. 1000 kcal dziennie, zauważyłam pierwsze oznaki wycieńczenia, włosy zaczęły mi wypadać garściami. Przestałam czuć się kobieco. Nie spałam tylko gdy ćwiczyłam albo przygotowywałam swój posiłek. Jedząc go, już w trakcie bałam się, że dalej będę głodna, odliczałam kolejne godzin do następnego posiłku.
Bałam się kolejnej wizyty i tego, że zrobiłam za małe postępy, że nie będzie takiego efektu jak na początku. Wchodząc już w progu widziałam wagę w kącie gabinetu, tym razem pokazał 2,5 kg mniej.
Opowiadając ze szczegółami jak podchodzę do diety, poczułam się zlekceważona przez osobę w której widziałam mentora, której zaufałam i powierzyłam swoje zdrowie. Nadal jednak słuchałam jego rad.
W weekend, zostałam cudem wyciągnięta z domu przez znajomych, poszliśmy na koncert, a na pytanie, czy idziemy coś zjeść, ogarnął mnie lęk, że nie będę mogła się opanować jedząc. Pamiętam, że zamówiłam koktajl, był pyszny, więc zamówiłam drugi, a później zjadłam lody tajskie i masę innych przekąsek. Nie mogłam tego powstrzymać, czułam jak ci wszyscy otaczający mnie ludzie patrzą i wiedzą, że jestem na diecie, a nie umiem się opanować. Było mi wstyd przed znajomymi mimo tego, że nikt nic nie mówił. Poczułam wyrzuty sumienia tak silne, że nie mogłam się na niczym skupić. Siedziałam i zastanawiałam się jak ci wszyscy ludzie mogą tak spokojnie jeść. Jedzą, śmieją się, a ja siedzę i zastanawiam się co by tu wymyślić, żeby tylko wrócić do domu i zrobić „sesję”. Wymyśliłam jakiś błahy powód i pojechałam do domu, żeby zwymiotować. Tego dnia zrobiłam tak jeszcze czterokrotnie. To wtedy, po totalnym wyczerpaniu pojawił się jeszcze okropny, kłujący ból żołądka. Potraktowałam go jako karę za „sesję”.
Tydzień znów zaczęłam od diety. Do następnego napadu, dalej wmawiałam sobie, że to na pewno nie bulimia, że to za mało napadów.
Idąc na wizytę kontrolną nie spodziewałam się cudów i też tak było – waga stała w miejscu.
Napady pojawiały się systematycznie co dwa dni, nieraz po 5-6 razy dziennie. Niezliczone sumy pieniędzy przeznaczałam na jedzenie, które i tak zostało zmarnowane. Nałogowe ważenie się po każdym posiłku, treningu, wypróżnieniu, ubraniu, rozebraniu. Chodziłam na siłownię po 2 raz dziennie. Wypadły mi włosy.
Kolejna wizyta była już ostatnią – nie czułam się mile widziana w gabinecie, nie chudłam zgodnie z oczekiwaniami, nie rozumiałam wielu rzeczy. Specjalista nie dostrzegł zmian, które zaszły we mnie i w moim wyglądzie.
Musiałam jakoś sobie sama poradzić, stwierdziłam, że może powrót do szkoły mi to ułatwi.
Wróciłam, dostałam kilka miłych komentarzy na temat swojego wyglądu. Odczuwałam presję, że muszę jeszcze lepiej wyglądać i nie mogę przytyć. I tak funkcjonowałam, ograniczałam jedzenie, ćwiczyłam, miałam napady i tak w kółko.
W pewnym momencie podzieliłam się tym, co mnie spotyka z zaufaną osobą. Nie pytała ani nie osądzała mnie, starała się zrozumieć i pomóc. Kolejny raz starałam się podjąć walkę, ta osoba bardzo mnie motywowała, bałam się ją zawieść, ukrywałam pewne wydarzenia, bo po prostu było mi wstyd.
Kiedyś przyjechała do mnie na babski wieczór, obiecałam na wstępie, że nic się nie wydarzy. No ale moje obietnice poszły w las. Zachowywałam się jakbym nie widziała jedzenia przez tydzień. Chleb był dla mnie jak bułka, tabliczka czekolady jak mała kostka, paczka ciastek jak jeden jego gryz.
Skończyłam jeść i musiałam zwymiotować. Mimo próśb, zasłaniania drzwi i powstrzymywania mnie musiałam pójść do łazienki. Tak bardzo bałam się potem wyjść, ale nie ona nie osądzała mnie.
Minął rok w którym jadłam, miałam swoje „sesje” i spałam. Wszystkie spotkania rodzinne kończyły się szybkim powrotem do domu i prowokowaniem wymiotów, każde spotkanie ze znajomymi – podobnie. Ciągłe niezrozumienie jak oni mogą czuć się najedzeni, jakie to uczucie. Miałam totalnie zdeformowany obraz własnej osoby.
Waga spadała, rosła i znowu spadała, i znowu rosła – i tak w kółko. Później odpuściłam z dnia na dzień siłownię, a o diecie nie było mowy. Wróciły nadprogramowe kilogramy. Ciągle była ze mną bulimia.
Dzisiaj walczę i myślę, że jestem coraz bliżej wygranej. Chodzę na psychoterapię i do dietetyka. Upłynął ponad rok, zanim się zdecydowałam na poważną walkę i przyznanie się samej przed sobą, że to jest choroba.
Pamiętajcie, że podejmując prace z ludźmi, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzi ich zdrowie, musicie być empatyczni i uważni. Musicie słuchać pacjenta i ciągle poszerzać swoją wiedzę. Pokażcie swoje zaangażowanie i chęć pomocy.
Dziękuję za poświęcony czas, trzymam za Was mocno kciuki!
P.S Bardzo proszę nie oceniaj i nie potępiaj. Nigdy nie wiemy co wydarzyło się wcześniej w życiu osoby, która upada, ona często boi się o tym powiedzieć.
Pozdrawiam, 22 letnia